powiat łańcucki
Kolektor burzowy z oczyszczalni ścieków w Woli Dalszej był przyczyną dostania się substancji ropopochodnych do potoku Mikośka przepływającego przez Łańcut.
Wezwani na miejsce strażacy rozłożyli na długości 3 km biegu rzeczki cztery specjalne rękawy wchłaniające zanieczyszczenia. Chodziło o powstrzymanie przedostania się ich do Wisłoka. Dodatkowo została wykonana tymczasowa tama z worków wypełnionych piaskiem. Uszkodzony rurociąg został już uszczelniony.
Zgromadzony na powierzchni wody osad jest przepompowywany do beczkowozów i przewożony do oczyszczalni.
Informacja prasowa RZGW Rzeszów
W dniu 22 sierpnia br. w godzinach wieczornych do Centrum Operacyjnego Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Rzeszowie wpłynęło zgłoszenie o zanieczyszczeniu potoku Mikośka na terenie Łańcuta. Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie natychmiast powiadomiły o tym fakcie Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego oraz Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Pracownicy Wód Polskich z Nadzoru Wodnego w Łańcucie udali się na miejsce zdarzenia i stwierdzili, że z kolektora deszczowego z oczyszczalni ścieków położonej w Woli Dalszej należącej do Łańcuckiego Zakładu Komunalnego, wypływa do potoku Mikośka ciemna substancja. Specjalistyczna jednostka chemiczna PSP z Leżajska pobrała próbki wody i nie stwierdziła występowania w niej zanieczyszczeń chemicznych.
Kolejna kontrola, dokonana przez pracowników Wód Polskich dziś w godzinach porannych pozwoliła stwierdzić, że w potoku Mikośka pojawiły się kolejne zanieczyszczenia w postaci piany i tzw. filmu olejowego. Wezwana na miejsce jednostka Państwowej Straży Pożarnej rozłożyła na długości 3 km biegu potoku Mikośka cztery fartuchy sorpcyjne, których zadaniem było powstrzymanie przedostania się zanieczyszczeń do Wisłoka.
Pracownicy Wód Polskich dokonali następnie sprawdzenia głównego kolektora wylotowego z oczyszczalni ścieków, który jest odprowadzony bezpośrednio do Wisłoka. Na tym wylocie nie stwierdzono występowania zanieczyszczeń. Ich źródłem okazał się natomiast kolektor burzowy, który znajduje ujście w piątym kilometrze potoku Mikośka.
Służby terenowe Wód Polskich wspólnie z Komendantem Wojewódzkim PSP w Rzeszowie, Komendantem Powiatowym PSP w Łańcucie oraz przedstawicielami SANEPIDU przystąpili następnie do identyfikacji powodów zanieczyszczenia rzeki.
Jak ustalono, powodem przedostania się ścieków do potoku było rozszczelnienie głównego kolektora, który dostarcza ścieki komunalne i przemysłowe z miasta i gminy Łańcut oraz kilku sąsiednich gmin. W dniu wczorajszym Pracownicy Łańcuckiego Zakładu Komunalnego rozpoczęli przerzut dopływających ścieków za pomocą pomp, lecz ich wydajność okazała się niewystarczająca. W związku z tym część surowych ścieków przedostała się do kolektora burzowego, którego zadaniem jest odprowadzanie wód opadowych z terenu oczyszczalni do potoku Mikośka.
Obecnie dobiegają już końca prace związane z usuwaniem awarii, która spowodowała zanieczyszczenie Mikośki w Łańcucie. Uszkodzony rurociąg został już uszczelniony, a straż pożarna realizuje obecnie działania mające na celu oczyszczenie wód Mikośki. W tym celu, poniżej ułożonych dziś rano fartuchów sorbcyjnych została wykonana tymczasowa tama z worków wypełnionych piaskiem. Zgromadzony na powierzchni wody zanieczyszczony osad jest przepompowywany do beczkowozów i przewożony do oczyszczalni, celem ich przetworzenia.
Uwaga kierowcy, są utrudnienia na autostradzie A-4 między Przeworskiem a Łańcutem.
Na wysokości miejscowości Wola Dalsza samochód osobowy najpierw uderzył w bariery ochronne, a następnie w tył samochodu ciężarowego. Dwie osoby zostały ranne. Dyżurny Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad informuje, że zablokowany jeden pas ruchu w kierunku Rzeszowa i utrudnienia mogą potrwać 2 godziny.
Od 5 listopada w Łańcucie będzie można zobaczyć wystawę zabytków, które niedawno odnaleziono w Peru. To 21 - głównie obrazów - które wraz z setkami innych dzieł, w 1944 roku wywiózł z Zamku Alfred Potocki.
Właścicielką kolekcji była Włoszka, która pożyczyła pieniądze Stanisławowi Potockiemu - bratankowi i spadkobiercy Alfreda Potockiego. Po śmierci Stanisława, kobieta postanowiła sprzedać kolekcję. Kupiły ją niedawno 2 Fundacje: Trzy Trąby oraz Feliksa Sobańskiego.
Najcenniejsze dzieła to portrety Jana III Sobieskiego i Królowej Marysieńki. Jest także m.in. obraz przedstawiający świętą rodzinę z czasów odsieczy wiedeńskiej. W Łańcucie najprawdopodobniej zostanie jeden z portretów - przedstawiający Jana Potockiego. Przed 1944 rokiem znajdował się w bibliotece zamku. Zabytki są obecnie konserwowane.
Przed zakończeniem wojny, z Łańcuta wywieziono pociągiem w różne części Europy około 600 skrzyń z zabytkami z Zamku. Cześć z nich została sprzedana. Niektóre pojawiają się co jakiś czas na zagranicznych aukcjach. Kolekcja z Peru została zakupiona za równowartość około 180 tys zł.
W jeziorze zakończyła się nocna jazda samochodem 15-letniego mieszkańca Stalowej Woli.
Do wypadku doszło po godzinie 4 w Żołyni. Jak ustalili policjanci kierujący samochodem marki Volvo nie dostosował prędkości do warunków na drodze wpadł w poślizg i wjechał do jeziora. 15-latek przewoził trzech pasażerów. W wyniku tego zdarzenia kierowca oraz jeden z pasażerów zostali przewiezieni do szpitala.
Ustalane są okoliczności tego zdarzenia.
Najcenniejsze są portrety Jana III Sobieskiego i Królowej Marysieńki, ale jest także m.in. obraz przedstawiający świętą rodzinę z czasów odsieczy wiedeńskiej.
W Peru odnaleziono 21 zabytków - przedmiotów i obrazów, które z setkami innych w 1944 roku Alfred Potocki wywiózł specjalnym pociągiem z Łańcuta w obawie przed Armią Czerwoną.
Teraz obrazy mają wrócić do Zamku. Zostaną pokazane na specjalnej wystawie w listopadzie, a niektóre pozostaną w Muzeum. M.in. portret przedstawiający Jana Potockiego - poinformował prezes Fundacji Trzy Trąby, która odkupiła kolekcję.
Maciej Radziwiłł poinformował, że jej właścicielką była Włoszka mieszkająca w Peru. Kobieta wzięła kolekcję w zastaw, ponieważ pożyczyła pieniądze bratankowi Alfreda Potockiego. Gdy zmarł jej dobry znajomy Stanisław Potocki, postanowiła je sprzedać. Dzieła zostały kupione za równowartość 180 tys. zł. Ponieważ były trzymane w złych warunkach teraz są konserwowane.
Mimo ogromnego wyboru przetworów z owoców i warzyw, jakie można spotkać na półkach sklepowych, Polacy wciąż chętnie sami robią popularne "weki" na zimę. Według badań cytowanych przez portalspozywczy.pl, zajmuje się tym prawie co drugi Polak.
"Dzięki powidłom, dżemom, kompotom, czy marynatom, można zatrzymać lato na dłużej" - powiedziały nam gospodynie z podłańcuckiej Kosiny. I wskazały na nieobecność w nich konserwantów oraz substancji polepszających smak. Jak wykazują wieloletnie doświadczenia osób przygotowujących domowe przetwory na zimę, te smakołyki zachowują przydatność do spożycia nawet przez kilka lat. Oczywiście pod warunkiem, że są przechowywane w odpowiednich warunkach