Mijają 52 lata od samospalenia Ryszarda Siwca w proteście przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, w której wzięły udział także polskie jednostki. 8 września 1968 roku na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie (obecnie Stadion Narodowy), podczas centralnych uroczystości dożynkowych, Ryszard Siwiec, weteran Armii Krajowej, filozof, oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił, krzycząc: "Protestuję!". Jego czyn nie wynikał z chwilowego impulsu.
Znaleziona potem przez rodzinę kartka, zawierała szczegółowy plan przygotowań, zawierający między innymi listę rzeczy, które miał zabrać na stadion. W jednym z punktów zapisał, że przed podpaleniem, chce się jeszcze raz się wyspowiadać.
Krótko przed 8 września, w rozmowie z jednym z krewnych, uprzedził, że planuje protest. Nie zdradził jednak jego charakteru. Do dramatycznego wydarzenia na stadionie doszło w obecności przywódców partii, dyplomatów i 100-tysięcznej publiczności. Jednak płonąca postać na trybunach pozostała niemal niezauważona, przy grającej orkiestrze i tańczących zespołach. Komunistyczne władze nakazały zatarcie wszelkich śladów z relacji dziennikarskich i filmowych, a do publicznej wiadomości podano jedynie informację o chorobie psychicznej Ryszarda Siwca, ojca pięciorga dzieci.
59-letni mężczyzna zmarł w szpitalu cztery dni później - 12 września, w wyniku rozległych poparzeń.
W programie reportaż z archiwum PRR "Imię ojca" Barbary Kozłowskiej, po godzinie 18, zaprasza Anna Leśniewska.