"Lianne La Havas" to wyśmienita, bogata płyta, wypełniona opowieściami o miłości, stracie i odrodzeniu, które otwierają nowy rozdział w karierze brytyjskiej artystki.
"Lianne La Havas", trzeci album wokalistki i pierwszy od pięciu lat, zachwyca swym pięknem i celnymi obserwacjami. Materiał w całości został zrealizowany na warunkach Lianne, co było niemałym wyzwaniem, chociażby pod względem logistycznym. La Havas spędziła bowiem dużo czasu, podróżując między Wielką Brytania, a Stanami i pracując nad swoją artystyczną tożsamością. W efekcie powstało pełne przestrzeni i rozświetlone dzieło.
Pełne słońca dźwięki przypominają (np. w "Seven Times") dokonania brazylijskiego wokalisty i autora piosenek Miltona Nascimento. Słychać też echa twórczości Joni Mitchell czy jazzowych eksperymentów Jaco Pastoriousa ("Green Papaya"). Z kolei perkusyjne rytmy i ciepłe brzmienia przywodzą na myśl muzykę z czasów złotej ery Ala Greena ("Read My Mind"). Na całej płycie przebija się ponadto siła, która ma swe korzenie w R&B lat 90. spod znaku Destiny's Child.
Lianne La Havas wróciła do naszej muzycznej świadomości pod koniec lutego, gdy zaprezentowała pełen emocji, soulowy klejnot w postaci "Bittersweet". Następnie ukazał się poruszający, zmysłowy numer "Paper Thin" oraz najnowszy singiel "Can't Fight".
Dużą rolę na tej płycie odgrywa idea cyklu życia roślin i natury - sezonowe etapy od rozkwitu, przez dojrzewanie, więdnięcie a następnie powrót w jeszcze śliczniejszej postaci - tłumaczy La Havas. Album powstawał przez pięć lat, w czasie których Lianne obserwowała, jak dojrzewa i zmienia się, co nie zawsze było przyjemnym doświadczeniem. Kwiat musi uschnąć i umrzeć, by się odrodzić - tłumaczy.
Najlepsze jest to, że są moje i że naprawdę w nie wierzę. W końcu to jestem ja. Nie mogę bać się tego, co robię ani bycia tym, kim jestem - mówi Lianne.
"Lianne La Havas" to wyśmienita, bogata płyta, wypełniona opowieściami o miłości, stracie i odrodzeniu, które otwierają nowy rozdział w karierze brytyjskiej artystki.