W tradycji ludowej rozpoczynają się zapusty, na Podkarpaciu zwane szalonymi dniami.
W okolicach Ropczyc w tym czasie po wsiach chodzili przebierańcy, zwani "drobami" - wspomina Genowefa Ciosek z Niedźwiady. Wierzono, że droby przynosili szczęście. Ubrani w stare kożuchy włosem na wierzch tzw. oberoki, przepasani byli powrósłami, a na głowach mieli czapy ze słomy.
Droby odwiedzali domy, w których mieszkały młode dziewczyny, składali życzenia gospodarzom, które kończyły się upominaniem o datki: np. "wylyźcie na faszkę zdymcie mi kiełbaskę", "wylyźcie na wyrek zdymcie mi syrek, dejcie mi joj pięć to będę wasz zięć".
Taka wizyta kończyła się zwykle potańcówką, bo z drobami chodzili muzycy. Najbardziej huczne zabawy odbywały się we wtorek przed środą popielcową i trwały do północy.