Na razie nie wiadomo, jaka jest skala protestu nauczycieli na Podkarpaciu. Jak informował ostatnio prezes podkarpackiego okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego Stanisław Klak, w naszym regionie do strajku miało przystąpić pracownicy ponad 66 procent placówek oświatowych.
Wszystko wyjaśni się jednak dopiero w ciągu dnia, bo deklaracja złożona rzez pedagogów w czasie referendum strajkowego, nie musi oznaczać aktywnego udziału w strajku.
Jak podkreśla Stanisław Kłak, udział w akcji protestacyjnej polegającej na powstrzymaniu się od pracy, jest dobrowolny. Niektórzy dyrektorzy, przewidując utrudnienia w opiece nad dziećmi, wcześniej informowali rodziców o możliwym scenariuszu, a część z nich prosiła o rozważenie możliwości zapewnienia opieki uczniom w domu. Z kolei podkarpacki kurator oświaty Małgorzata Rauch podkreśliła na konferencji prasowej, że za bezpieczeństwo uczniów w czasie strajku odpowiadają dyrektorzy szkół i przedszkoli.
Z relacji naszej reporterki wynika, że w rzeszowskim przedszkolu nr 33 od rana nie pojawiło się, żadne dziecko. Dyrektorka placówki w ubiegłym tygodniu poinformowała rodziców, że w związku z możliwym strajkiem nie będzie w stanie zapewnić bezpieczeństwa przedszkolakom.
Prezes podkarpackiego okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego Stanisław Klak spodziewał się, że dojdzie do strajku. Jak dodał strona rządowa zamiast rozmawiać o postulatach nauczycieli, zmieniła swoje propozycje np zwiększenia pensum. A to oznaczałoby zwolnienie 20-30 % nauczycieli. Na to związkowcy nie mogą się zgodzić - największe problemy miałyby szkoły małe, w których pozostałoby kilku nauczycieli - podkreśla Stanisław Kłak.
Zdaniem prezesa podkarpackiego okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego może okazać się, że do strajku włączą się nauczyciele, którzy na początku nie deklarowali chęci przystąpienia do protestu. Nasz gość dodał, że od rana otrzymuje sygnały o zastraszaniu nauczycieli ze strony przez dyrektorów placówek i samorządowców.